UKARANIE BEZWSTYDNEGO KURDA

W miasteczku Gozarta (Gazira, dziś tureckie Cizre, przy północnej granicy syryjsko-irackiej) żył sobie pasterz. Był on Kurdem, a więc muzułmaninem. Każdego dnia rano, udając się z kozami na pastwiska, przechodził obok asyryjskiego kościoła, aby obsikać mur i – jak nakazuje muzułmański rytuał ablucji – obetrzeć prącie o ścianę. Czynność tę powtarzał też wieczorem, gdy wracał z kozami do miasteczka. Trwało to kilka miesięcy.

Kościelny (aram. sa’oro), obawiał się, że jeśli zwróci temu hanfo (aram. – ‘bezbożnemu’) uwagę, to Kurdowie mogliby w odwet spalić kościół, chociażby pod pretekstem, iż znajduje się na drodze do pastwiska i przeszkadza im. Postanowił więc z prośbą o skuteczną interwencję zwrócić się do świętego Behnama, pod którego wezwaniem była owa świątynia.[1] Kościelny zebrał chrust i suchą trawę i rozpalił ognisko, wzywając świętego do wymierzenia pasterzowi stosownej kary. Wołał: „Czy Ty jesteś ślepy? Nie widzisz, co wyprawia ten człowiek? Czy Ty nie potrafisz obronić naszej i swojej godności? Zrób coś z tym!” I wtedy kościelny usłyszał głos świętego: „Ja chcę go ukarać, lecz w całym jego ciele nie ma miejsca nawet wielkości nakłucia igły, które by było podatne na upomnienie. Moje ciosy odbijają się od jego ciała. Spróbuj jutro udawać, że zatrułeś się czymś i poproś go o odrobinę mleka. Jeśli otworzy się i uczyni to dla ciebie – dozna mocy mojego gniewu. Zawstydzę go w całej okolicy, między ziemią a niebem”[2]. Kościelny wykonał polecenie świętego Behnama, a pasterz zlitował się nad nim i poczęstował mlekiem.

Następnego dnia rano, gdy pasterz zbliżył się do kościoła z wiadomym zamiarem, jego prącie przywarło do muru. W żaden sposób nie mógł się oderwać od jego powierzchni. Cały czas szarpał się i krzyczał „Hauara! Hauara!” (kurd. – ‘Pomocy, ratunku!’). Wieść szybko rozeszła się po okolicy. Ludzie przychodzili oglądać niesamowite zjawisko. „Zapewne moc świętego go pochwyciła” – mówili.

Nastał już wieczór. W nocy żaden z mieszkańców Cizre nie mógł zasnąć, bo grzesznik krzyczał z bólu i głośno błagał świętego Behnama oraz „Boga chrześcijan” o uwolnienie, obiecując parafii, że podczas każdego odpustu, dopóki będzie żył, przeznaczy zgromadzonym chrześcijanom dwie kozy i jednego barana. Święty wysłuchał jego prośby i uwolnił go. Od tego dnia Kurd z daleka omijał obiekt kultu chrześcijan, jednak regularnie co roku spełniał swoje przyrzeczenie.[3]

Mój pradziad urodził się i mieszkał w Cizre. Ojciec opowiadał mi, że jego dziad, czyli wspomniany mój pradziad, był ponoć naocznym świadkiem opisanego wydarzenia. Widział też jak ów Kurd przyprowadzał na coroczny odpust świętego Behnama dwie kozy i jednego barana.

Przypisy

[1] Mor Behnam, IV w.n.e. Syn satrapy perskiego imieniem Sanheryb zarządzającego prowincją obejmującą okolice dzisiejszego Mosulu (Irak). Pewnego dnia udał się na polowanie w towarzystwie siostry i 40 dworzan. Po nieudanym dniu polowania postanowili przenocować u podnóża góry Al-Faf (leży na północ od Mosulu). W nocy Behnam usłyszał dziwny głos. Okazało się, że to był starzec-mnich, który zafascynował go swoim wyglądem i opowiadaniem o Chrystusie. Behnam, który nigdy wcześniej nie miał styczności z chrześcijaństwem, natychmiast przyjął nową wiarę, a wraz z nim jego siostra i wszyscy towarzyszący dworzanie. Zdenerwowany ojciec kazał wymordować wszystkich. Po krótkim czasie satrapa zachorował i dał się namówić, by skorzystać z pomocy mnicha, słynącego z mocy uzdrowicielskiej. Mnich ten pomodlił się, i Sanheryb został uzdrowiony. Z wdzięczności satrapa kazał wybudować dla mnicha klasztor p.w. św. Mateusza (istnieje do dnia dzisiejszego). Kościół Syriacko-Prawosławny do dziś co roku w liturgii obchodzi dzień świętych Behnama i Sary oraz 40 męczenników.

[2] Niekiedy również o niektórych chrześcijanach mówi się, że ich ciało jest tak przesycone grzechem, iż żadna kara boska nie może ich dosięgnąć na ziemi. Aby uczynić ich podatnymi na przyjęcie kary, podstępnie puszcza obok nich na przykład głodującego psa. Wystarczy, że któryś z nich zlituje się i rzuci temu zwierzęciu kawałek chleba. Takie odezwanie się instynktu ludzkiego oznacza podobno, że grzesznik stał się podatny na przyjęcie kary.

[3] Asyryjski doktorant na Politechnice Poznańskiej poinformował mnie w 1990 r., iż podobna rzecz wydarzyła się jakoby w latach siedemdziesiątych w miasteczku Derik, gdzie się urodził (dziś Al-Malikije w północno-wschodniej Syrii). W miasteczku tym znajduje się stary kościół gliniany pod wezwaniem Matki Bożej. Jest on nieczynny już od lat, ale często odwiedzają go wierni Asyryjczycy z całej okolicy. Słynie z cudownych zjawisk. Pewien Kurd, nazwiskiem Ahmade Alane(podobno jeszcze żyje i jest znany w okolicy), będący z zawodu muzykantem, lubiał zatrzymać się przy tym kościele i obsikać mur. Pewnego razu, jego prącie jakoby przywarło do muru. Przyrzeczenie, że będzie odtąd szanować to miejsce i odnosić się z szacunkiem do chrześcijan pomogło mu się uwolnić.

Komentarz

Stosunki między Asyryjczykami a Kurdami rzadko układają się pomyślnie. Na wspólnych terenach, każda z tych społeczności mieszka przeważnie w oddzielnych wioskach lub osiedlach miejskich. Różnią ich nie tylko zupełnie inne praktyki religijne, ale również język, obyczaje i całkiem odmienny styl życia. Często dochodzi na tym tle do nieporozumień i konfliktów. Dobrze pamiętam z dzieciństwa, kiedy jako mali chłopcy, Kurdowie i Asyryjczycy, wspólnie bawiliśmy się na podwórku, nieraz wybiegała wzburzona Kurdyjka by bronić swojego „pokrzywdzonego” syna. Pogróżki były adresowane nie tylko do małego Asyryjczyka, który w zabawie skrzywdził jej synka, lecz dotyczyły ogółu chrześcijan. Również utkwiły mi w pamięci obrazy rozentuzjazmowanych dzieci kurdyjskich kamienujących kota, a obok stojącą grupę asyryjskich dzieci, płaczących z żalu nad konającym zwierzęciem. Ponieważ kamienowanie kotów zdarzało się nazbyt często, rodziny asyryjskie przygarniały te zwierzęta do swoich domów, opiekując się nimi i karmiąc. Starsi Asyryjczycy mawiali o zakatowanym kocie, który zawsze leżał na wznak, że jego łapy były wzniesione ku niebu, bo przed śmiercią prosił Boga o ukaranie bandytów.

Powyższa opowieść ludowa jest przykładem dotyczącym bezbożnych czynów innowierców i kary, jaką Bóg im wymierza za pośrednictwem świętych. Karą tu – charakterystyczne dla tego rodzaju sytuacji kulturowej – miał być nie tylko ból fizyczny, lecz również publiczna hańba. Jednak celem Boga nie jest kara sama w sobie, tylko przemiana złego człowieka, by zaniechał on swoich złych czynów.