Na pokładzie samolotu lecącego z Sydney do Wellington rozmyślałem nad szczegółami zaplanowanej na jutro jednej z niecodziennych uroczystości w historii nowożytnej Asyryjczyków. Próbowałem uzmysłowić sobie rangę wydarzenia, zakodować i oswoić sekwencje i przebieg poszczególnych punktów przygotowanego programu, rozważać ewentualne warianty alternatywne na wypadek, gdyby się okazało, że nie jesteśmy w stanie podołać któremuś z zaplanowanych zadań. Uroczystość ma przecież mieć charakter oficjalnej ceremonii wojskowej.
Na pokładzie samolotu siedziałem pomiędzy panami Gabriel Gabriel i Dean Bet-Lahdek. Kiedy byłem zanurzony w scenariuszu uroczystości zbliżył się do nas szef obsługi pasażerów. Miał łagodne rysy wschodnie i trzymał w ręku gazetę. Ale czy to możliwe, że tak zaszczytną, według nas, funkcję może spełnić asyryjski imigrant? Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, kiedy usłyszeliśmy z jego ust w naszym asyryjskim języku: „Witajcie, rodacy, jestem Asyryjczykiem. Mam na imię Ramen”. Po chwili Ramen zawołał stewardessę, która okazała się być jego siostrą.
Co za szczęśliwy zbieg okoliczności!
W nowozelandzkiej gazecie Ramen pokazał nam artykuł informujący o jutrzejszej uroczystości z naszym udziałem, jako inicjatorów, którzy mają przylecieć z Australii. Na jego twarzy widać było oznaki poczucia dumny i satysfakcji. „Sprawdziłem listę pasażerów, aby upewnić się, czy moi rodacy nie są na pokładzie tego właśnie samolotu. I nie pomyliłem się. Jeszcze raz witam was” – powiedział z lekkim wzruszeniem. Jego zaś siostra, życząc nam udanej uroczystości, przyniosła nam butelkę szampana: „Proszę wypić to i świętować nasz sukces”. Butelka szampana od prześlicznej rodaczki nie jest jak każda inna butelka. Podziękowaliśmy i postanowiliśmy zostawić ją na koniec jutrzejszych uroczystości, które, mamy nadzieję, zakończą się sukcesem.
Na tym nie koniec. W holu przylotów w Wellington spotkała nas kolejna miła niespodzianka. Oczekujący nas przywitali się z nami po naszemu: Shlama lochun [Pokój niech będzie z wami]. Bagażowy przedstawił nam się jako Asyryjczyk, także kierowca losowo wybranej taksówki. Nieliczna przecież grupa asyryjskich imigrantów w Nowej Zelandii i tylu pośrednio lub bezpośrednio związanych z nowozelandzkimi liniami lotniczymi! Cieszymy się, że Nowozelandczycy nam ufają.
Część nocy poprzedzającej uroczystość spędziliśmy w restauracji, w towarzystwie niektórych członków asyryjskiej społeczności Nowej Zelandii. Zdecydowana ich większość pochodzi z Iraku. Szczególnie jedna osoba wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Jest nią ksiądz Aprim Pithiou, pasterz parafii św. Jerzego, należącej do Starożytnego Kościoła Wschodu (Asyryjskiego). Ten wspaniały kapłan jest wielkim patriotą o złotym sercu. Zrezygnował z wielu zaplanowanych wcześniej obowiązków związanych z wykonywaną pracą, z której utrzymuje rodzinę, aby być razem z nami podczas jutrzejszej, niedzielnej uroczystości. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczny. Uroczystość nie może być pełna bez udziału duchownego. A po uroczystości zaprosił nas do swojej parafii i wydał wspaniałą kolację, na którą przybył każdy rodak, który mógł korzystać z zaproszenia. Ten gest będziemy długo pamiętać.
Jest niedziela, 18 kwietnia 2010 r. Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 10:00 na placu defilad poligonu wojskowego nowozelandzkich sił zbrojnych w Trentham. Defiladę poprowadzi płk. Piercy. Na uroczystość przybyła rodzina kapitana Nicol, któremu jest poświęcona ta ceremonia, także przedstawiciele społeczności asyryjskiej Wellington (młodsi i starsi) oraz inni z Sydney i Melbourne.
Żołnierze reprezentacyjnej gwardii honorowej VII batalionu wojskowego i plutonu komandosów ustawili się w szeregu na baczność. Dwaj żołnierze z namaszczeniem trzymali na wyciągniętych przed się dłoniach dwie flagi: nowozelandzką i asyryjską, które po chwili wciągnęli na maszt. Następnie flagi zostały spuszczone, a po ich złożeniu półkownik przekazał mi flagę nowozelandzką, a ja przekazałem mu flagę asyryjską, która zawiśnie na stałe w Izbie Pamięci poligonu wojskowego w Trentham, powyżej tablicy wyrażającej wdzięczność Asyryjczyków wobec kapitana Nicol, który w latach I wojny światowej bohatersko zginął w ich obronie.
Ceremonia wojskowa zaczęła się od nabożeństwa w kaplicy zasłużonych z równoległą paradą reprezentacyjnego oddziału armii. Następnie głos zabrali burmistrzowie Wellington i Upper Hutt City oraz Chris Hipkins, poseł do Nowozelandzkiego Parlamentu. Nie zabrakło także głosu przedstawicieli rodziny kapitana Nicola: Lindsay Grigg i Jack Nicol, którzy poszli jego śladem i są wojskowymi. W uroczystości brał również udział sekretarz obrony Nowej Zelandii. Asyryjski zaś kapłan Aprim Pithyou zaśpiewał hymn pochwalny w języku aramejskim, datowany na IV wiek naszej ery, autorstwa jego imiennika, św. Efrema.
Tablica pamiątkowa po poświęceniu zgodnie z wojskowym ceremoniałem została zamurowana na stałe w wyznaczonym miejscu pod asyryjską flagą. Widnieje na niej następujący napis w językach klinowym, aramejskim i angielskim: „Kapitanie Robercie Kenneth Nicol! Zawsze tkwiłeś w pamięci Asyryjczyków, a od tego dnia Asyria i Nowa Zelandia nigdy nie zapomną ciebie i twojego heroicznego czynu”.
Kapitan Robert Kenneth Nicol, z pułku Wellington, w roku 1918 przeciwstawił się rozkazom brytyjskim i nie opuścił asyryjskich uchodźców w mieście Urmia (dziś w północno-zachodnim Iranie). A kiedy Asyryjczycy byli zmuszeni opuścić miasto, pozostał z nimi i towarzyszył im w ich exodusie, aż zginął.
Po straszliwych masakrach w latach I wojny światowej liczebność Asyryjczyków zmniejszyła się z około 800 tysięcy do zaledwie 100 tysięcy. Najskuteczniej walczyli oni o przetrwanie na terenie Urmii, dowodzeni przez utalentowanego generała Agha Petros, który miał pod swoją komendą 4600 asyryjskich żołnierzy. Otoczeni zewsząd przez Kurdów i Turków zostali w roku 1917 pozbawieni wsparcia logistycznego i możliwości uzupełnienia kurczącej się amunicji. Jednak Agha Petros zdołał odnieść zwycięstwo w 14 bitwach toczonych z oblegającą miasto Urmia turecką armią z 5, 6, 11 i 12 dywizji i wspierającymi ją plemionami kurdyjskimi. Nie widząc wyjścia z sytuacji i obawiając się masakry, w sierpniu 1918 roku Agha Petos postanowił opuścić miasto. Prowadzeni przez asyryjskich żołnierzy staruszkowie, kobiety z tobołami i małymi dziećmi musieli przedrzeć się przez terytoria opanowane przez wroga. Wielu zmarło z zimna i głodu. Inni zginęli, wiele kobiet i dziewcząt zabrano jako niewolnice do haremów. Około 10 tysięcy osób nie było w stanie uciekać i pozostało w Urmii. Większość jednak została zarżnięta przez Turków i Kurdów, którzy weszli do miasta. Ci, dowodzeni przez generała, liczyli około 90 tysięcy. W trakcie przemarszu wzdłuż liczącej setki kilometrów drogi, z Urmii do Kermanshah, a stamtąd do Iraku, zmarło ponad 25 tysięcy osób. Był to wielki i mało znany exodus.
Idąc pieszo nieszczęśnicy byli bez przerwy atakowani przez plemiona kurdyjskie i wojsko tureckie. Zdolność obronna asyryjskich żołnierzy została poważnie uszczuplona. Niewielki oddział „ANZAC”, oddelegowany przez „Dunsterforce” i dowodzony przez australijskiego kapitana Stanley George Savige kroczył w przedzie kolumny uchodźców w celu ich ochrony. W dniu 5 sierpnia, będący w tym oddziale kapitan Robert Kenneth Nicol z nowozelandzkiego pułku Wellington, spróbował pomóc asyryjskim uchodźcom. Osłaniany przez żołnierzy asyryjskich udało mu się przedrzeć do obozu wojska tureckiego w celu zdobycia amunicji. Jednak został zastrzelony, a jego ciała nie odzyskano. Dzięki poświęceniu kapitana i jego towarzyszy uratowano od pewnej śmierci około 60 tysięcy Asyryjczyków.
Ufundowana przez towarzystwa asyryjskie tablica ma zachować od zapomnienia bohaterski czyn syna Nowej Zelandii. Wielu uczestników uroczystości to potomkowie tych, którzy jemu zawdzięczali swoje życie.
Na drugi dzień podjął nas poranną herbatą płk. Mess. W trakcie sympatycznego spotkania głos zabrali ze strony delegacji asyryjskiej Sargon Elya, James Gevergizian, Aszur Jaqo (prezes Asyryjskiego Stowarzyszenia Kultury i Sportu w Sydney), Joseph Adams (sekretarza Rady Miasta Fairfield) i radny Zaya Tooma.
W darze płk. Kess otrzymał od delegacji asyryjskiej figurkę byka skrzydlatego (lamassu). A na koniec tego spotkania otworzyłem otrzymaną w samolocie butelkę szampana, a po wypiciu po małym kieliszku zdradziłem, od kogo pochodzi.
Źródło: http://www.aina.org