Chleb w obyczajowości ludowej współczesnych Asyryjczyków

Chleb cieszy się największym szacunkiem i jest uważany za nośnik wartości duchowych. Wszedł do obyczajowości ludowej, wpisując się na stałe zwłaszcza w obrzędowość świąt kościelnych i uroczystości obchodzonych w większym gronie rodzinnym, związanych z cyklem pór roku. Jego mistyczno-sakralne znaczenie w kulturze ludowej można porównać jedynie do mleka matki.

Dla uwiarygodnienia relacji i wywodów, w rozmowach często zamiast przywoływania imienia Boga (polskie „Bóg mi świadkiem”), słyszy się przysięgę na chleb; „na ten chleb”; „na ten dar”. Zarówno chleb, jak i mleko matki są odbierane niczym Boży dar dla człowieka. Przekazy religijne i ludowe przestrzegają przed wyrzucaniem chleba, apelują o obchodzenie się z nim z najwyższym szacunkiem. Wyrzucanie chleba lub deptanie go uchodzi za grzech, świadczy o braku wychowania. Gdy znajdzie się wyrzucony kawałek chleba należy go podnieść, ucałować i podać do zjedzenia zwierzętom lub położyć na murze. Unika się również kładzenia na chlebie jakiegokolwiek przedmiotu. Jakże wyraźna jest tutaj analogia do kultu chleba w Polsce.
Żaden chleb nie jest odpadem, jada się nawet zdeformowane bochenki, które w trakcie wypieku odlepiają się od ścian pieca i spadają do popiołu. Bez względu na to, że mają zwęglone brzegi, częstuje się nimi starsze dzieci, zachęcone przez matkę tym, że akurat przypalone miejsca zawierają jakoby szklane koraliki. Nieraz naiwnie wierzą, że po spożyciu przypalonego pieczywa wejdą w posiadanie dużych ilości tychże koralików. Zniecierpliwienie dzieci, które w trakcie wypieku gromadzą się przy piecu, można wytłumaczyć na dwa sposoby. Po pierwsze, zajmowanie się chlebem często odbywa się kosztem opieki nad nimi, starają się więc i tutaj być blisko matki. Dotyczy to przede wszystkim dzieci, które jeszcze raczkują. Po drugie, zniecierpliwienie może być konsekwencją przesądu zakazującego częstowania dzieci pierwszym bochenkiem, który matka wyjmuje z pieca. Wiąże się to z przekonaniem, iż najświeższy chleb może im zaszkodzić.

Zdarza się niekiedy, że po niedokładnym przemiale pszenicy, w mące mogą pozostać pojedyncze ziarna, które następnie znajdą się w chlebie. Taki przypadek wykorzystuje kobieta ciężarna, do spekulacji, czy oczekiwane dziecko będzie płci męskiej czy żeńskiej. Trafiając na taki bochenek wydobywa z niego owo ziarno, po czym kładzie je na wierzchu placka i cierpliwie czeka, aż ktoś wejdzie do domu. Jeśli pierwsza wchodząca osoba jest płci męskiej, oczekiwany potomek będzie chłopcem. Jeśli zaś płci żeńskiej, ciężarna może się spodziewać dziewczynki. Czasami kobieta sama wrzuca do mąki ziarno pszenicy, by móc się bawić w taką zgadywankę. Nie sposób nie wspomnieć o przestrodze przed kontaktem noworodka z zapachem świeżego chleba. Kierując się przekonaniem, że nawet miły zapach świeżego chleba może zaszkodzić, do pomieszczenia, w którym przebywa noworodek przed upływem pierwszego tygodnia od urodzenia, nie powinno się wchodzić ze świeżym chlebem.

Wielkanoc

Najwięcej uroczystości z widocznym udziałem chleba przypada na okres Wielkiego Postu, surowo przestrzeganego. Trwa on 48 dni. W połowie Postu matka lub jej starsza córka przygotowuje na zakwasie ciasto pszenne, w którym ukrywa się monetę. Z ciasta formuje się porcje w kształcie gwiazdy, przygotowując ich tyle, ile jest osób w rodzinie. Gwiaździste chlebki (rozune) podaje się na kolację. Znalazcę monety uważa się za mającego „szczęśliwą rękę”. Ciasto przygotowuje się nieraz poprzedniego dnia wieczorem i zanosi na tarasowy dach, „aby ujrzały je gwiazdy”. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem zwracania się ku astralnym siłom, celem namaszczenia ciasta, uproszenia błogosławieństwa i łask. Część bułek, wypiekanych dopiero na drugi dzień rano, zabiera się do kościoła, aby po nabożeństwie częstować nimi poszczących.
Każde nabożeństwo w dni postne jest okazją, którą wykorzystują wierni, aby utrwalonym od wieków zwyczajem składać prośby w szlachetnych intencjach. Na stole znajdującym się u wrót kościoła zostawiają chleb pokrojony w kawałki. Kapłan święci chleb, a opuszczając kościół, każdy uczestnik bierze jeden kawałek, życząc anonimowemu ofiarodawcy spełnienia prośby. Szerszy wymiar tego zwyczaju można obserwować u Asyryjczyków znad rzeki Habur w Syrii. Idąc do kościoła na niedzielne nabożeństwo, rodzina zabiera ze sobą wypieczony poprzedniego dnia chleb i wkłada go do specjalnego kosza przy bramie świątyni. Msza w obrządku wschodnim trwa 2-3 godziny, a po jej zakończeniu wierni chętnie posilają się chlebem. Ważny jest aspekt duchowy tej tradycji, łączącej w jednej intencji uczestników nabożeństwa, a niejednokrotnie także członków ich rodzin. Niektórzy zabierają poczęstunek do domu. Dzielenie się chlebem praktykowały pierwsze wspólnoty chrześcijańskie. Dopiero w późniejszych wiekach chleb eucharystyczny zaczęły produkować instytucje kościelne. Dawniej stanowił go chleb przynoszony przez wiernych.
Specjalne chlebki przygotowuje się na Niedzielę Oliwną (Palmową, zwaną świętem Hosanny). Ciasto wyrabia się z grubo zmielonej mąki i formuje w porcje w kształcie krzyża, a następnie piecze. Wierzch bułek smaruje się pastą sezamową i płynną kurkumą. Chlebki o nazwie zalbe, przeznaczone na obchody Wielkiego Piątku robi się z twardego ciasta, do którego dodaje się rozcieńczoną pastę sezamową, a po dokładnym wymiesieniu odstawia do sfermentowania. Uformowane bułeczki smaży się na patelni w oleju, po czym smaruje się syropem winogronowym i spożywa na ciepło.

Ślub i wesele

Symboliczną wymowę chleba obserwuje się w obrzędowości zaślubin. Kiedy orszak wprowadzający pannę młodą zbliża się do domu pana młodego, jego matka lub siostra bierze okrągły bochenek chleba. Podnosząc go do góry, tańczy przed idącą parą, torując jej drogę. W czasie ceremonii udzielania ślubu, świadkom stojącym po obu stronach młodej pary podaje się dorodny bochenek chleba. Trzymając go mocno prawą ręką, w pewnym momencie (na hasło) szarpią z całej siły i rozrywają. Zwyczaj ten ma symbolizować podział odpowiedzialności małżonków w rodzinie i ich obowiązek dzielenia się chlebem nie tylko z bliskimi. Jest formą wyrażania życzenia, aby chleba nigdy im i ich dzieciom nie zabrakło. Wreszcie, uświadamia zebranym o spoczywającym obowiązku na nich przyjścia młodej rodzinie z pomocą w chwilach potrzeby. Niektórzy chcieliby wierzyć, iż nowożeniec, którego świadkowi przypadnie większa część rozerwanego bochenka, będzie miał dominujący głos w rodzinie. Zwyczaj łamania się chlebem podczas uroczystości zaślubin występuje także u innych wspólnot chrześcijańskich Bliskiego Wschodu.
Godny odnotowania wydaje się zwyczaj odnoszący się do samego wesela. Na tara-sowy dach domu małżonka wdrapuje się dziecko. W prawym ręku trzyma amforę pełną drobnych monet i cukierków, w lewym zaś bochenek chleba. Zanim panna młoda przekroczy próg, podaje jej się kindżał wraz z bochenkiem. W momencie, kiedy ona kreśli kindżałem znak krzyża na chlebie, dziecko spuszcza amforę z zawartością tak silnie, aby uderzając o ziemię, pękła. Zgromadzona młodzież zbiera rozrzucone monety i cukierki.

Zdrowie

W asyryjskiej medycynie ludowej znana jest praktyka traktowania chleba jako swego rodzaju nośnika medykamentów stosowanych w leczeniu dzieci cierpiących np. na moczenie się w nocy. Ta dolegliwość jest dość rozpowszechniona na Bliskim Wschodzie, a niektórym towarzyszy wiele lat. Bez wiedzy chorego podaje mu się do zjedzenia bułeczkę, którą upieczono z dodatkiem wszy. W podobny sposób próbuje się odzwyczajać dzieci, które mają nawyk (lub potrzebę) lizania ziemi. Dla nich przygotowuje się bułkę upieczoną z pasikonikiem lub świerszczem.
Panuje przekonanie, że chleb może być pomocny przy uśmierzaniu miejscowego bólu. Przygotowany do tego celu lek, w postaci okładu, stanowi pasta składająca się ze sproszkowanego chleba, roztartego z czosnkiem rozprowadzonym w occie winnym. Maść otrzymana z gotowania mąki fasolowej i sproszkowanej skórki chleba z prąciem kota ma być podobno skutecznym okładem na oparzenia. Na owrzodzenia na skórze medycyna ludowa proponuje gęstą maść, będącą mieszaniną utłuczonego białego chleba ugotowanego ze sproszkowanym korzeniem kozieradki pospolitej (Trigonella foenum-graecum L.), tłuszczem świńskim i świeżymi liśćmi lulka czarnego (Hyoscyamus niger L.). Chore miejsca należy najpierw namaścić gorącym olejem. Za pomocną przy leczeniu biegunki uważa się kąpiel w wyciągu z ugotowanych gałązek drzewa figowego, do którego dodaje się mocnego wina. Jeśli biegunce towarzyszy ból, wówczas pacjent powinien przed kąpielą wypić napój przygotowany z chleba przaśnego zmieszanego z winem z płatków lilii (Lilium candidum L.). W starożytności znano prostszy sposób na biegunkę. „W miedzianym naczyniu ugotuj słodkie mleko owcy; posyp prażoną mąkę jęczmienną; wlej tę miksturę do odbytu chorego. Biegunka ustaje”. Za środek łagodzący wzdęcia uchodzi smarowanie podbrzusza płynem ze sproszkowanego chleba przaśnego, do którego dodaje się wino, ocet winny, miód i małą ilość absyntu.
Dzięki pszenicy leczy się łzawienie oczu, dość częste w okresie zimy i mrozów. Nie wiadomo na czym polega w tym przypadku działanie wywaru ze słomy pszenicznej, którym zakrapla się oczy lub zamiennie stosowanego proszku z prażonego ziarna pszenicy, używanego w ten sam sposób jak antymon. Niepodobna pominąć powszechnej praktyki smarowania plam na skórze osoby chorej na łuszczycę olejem, wydzielającym się (w śladowych ilościach) po prażeniu ziarna jęczmienia na patelni. Zagadką pozostaje także karmienie kur kuleczkami ciasta z mąki pszennej i słodkiego wina, aby lepiej znosiły jaja. Polewanie kur roztworem powstałym po zalaniu ziarna pszenicy sokiem z mięty ma podobno czynić je niezdolnymi do latania.
Chleb znalazł zastosowanie także w ludowej astrologii. Jedyny przypadek znany autorowi dotyczy przewidywania losu nieuleczalnie chorych. Kiedy stan chorego nie rokuje nadziei na wyleczenie za pomocą dostępnych medykamentów, pod jego poduszkę kładzie się na noc kawałek świeżego chleba. Oczekuje się, że na chlebie odbije się faktyczna kondycja chorego i stan jego ducha. Na drugi dzień rano ów chleb podaje się psu. Jeśli pies go zje, to jest nadzieja, że chory odzyska zdrowie.

Za: „Przegląd Piekarski i Cukierniczy”, lipiec 2006, s. 22-23.