9 lipca 2008 r. grupa terrorystów zastrzeliła w Mosulu asyryjskiego sklepikarza Mazen Dżirdżis Jaqo Abuna (34 lata) na oczach przechodniów i właścicieli sąsiednich sklepów. Bandyci wywlekli ciało na ulicę i odjechali. Na wiadomość o tym matka zamordowanego wybiegła z domu, zatrzymała się przy zwłokach jedynego syna, przytuliła je i nagle zmarła na miejscu. Dwa lata temu w taki sam sposób został zamordowany jej mąż.
Ta tragedia, jedna z wielu, wstrząsnęła wspólnotą asyryjską, zarówno w Iraku, jak i w diasporze. Dziwi fakt milczenia i braku reakcji ze strony innych społeczności, nawet państwowa prasa nie zamieściła o tym żadnej wzmianki. I, jak zwykle, sprawcy zbrodni pozostają nieznani! Po raz kolejny podniosły się apele o autonomię dla Asyryjczyków na historycznych ziemiach w północnym Iraku, która byłaby jedyną szansą na bezpieczeństwo i przetrwanie w obecnych warunkach bezładu.
Książka Dmo zliho (na s. 194 oryginału) opowiada o następującym zdarzeniu. W roku 1915 na blisko 6300 Asyryjczyków w mieście Cizre (Turcja, przy granicy syryjsko-irackiej) uratowały się jedynie cztery kobiety. Ukryła je dobra muzułmanka w piwnicy swojego domu. Jedna z nich, Zakijja, była zaledwie miesiąc po ślubie. Jej mąż przebywał w tym czasie w Mosulu. Aby przemycić kobiety do Mosulu, umieszczono je w worach, które przerzucono na grzbiet dwóch koni. W miejscu zwanym Czamme Sus, gdzie dwa miesiące wcześniej dokonała się masakra, konie stąpały po leżących trupach, którym była usłana tamta ziemia. Zakijja zaczęła krzyczeć: „Koń depcze ciało mojego ojca, mojej matki i moich braci. Oni tu leżą”. Nagle krzyk ustał. Zakijja zmarła.
źródło: ankawa.com.