Mezopotamia pod Sztokholmem

Do niedawna Szwecja gościnnie przyjmowała chrześcijan z Bliskiego Wschodu.
Ci przybysze odwdzięczali się przybranej ojczyźnie stając się wzorowymi obywatelami. Jednak te czasy idylli dwóch społeczności dobiegają końca. Konflikt w Iraku wywołał potężną falę migracyjną, z którą szwedzkie państwo socjalne sobie nie radzi.


Dzieci imigrantów w szwedzkiej dzielnicy Södertälje, fot. AFP

Pomimo zakazów i apeli ogłaszanych przez megafony publiczność wtargnęła na boisko stadionu w Södertälje. Takiej radości nie można było się oprzeć. Piłkarze klubu Assyriska FF, u siebie, w Södertälje właśnie wygrali 4:2 z drużyną Östersunds FK zapewniając sobie w ten sposób awans do szwedzkiej pierwszej ligi. Była jesień 2007 roku. Na trybunach wąsaci mężczyźni w czarnych garniturach i rozpiętych pod szyją białych koszulach przesuwali paciorki różańca. Nad nimi dwóch rozentuzjazmowanych reporterów komentowało wydarzenie po syriacku, w dialekcie aramejskim, dla miejscowego asyryjskiego kanału Suroyo TV nadawanego przez satelitę na Bliskim Wschodzie.
Na murawie oszaleli ze szczęścia młodzi ludzie wymachiwali flagami ozdobionymi mapą Mezopotamii lub czteroramienną błękitną gwiazdą z żółtym środkiem, z którego wychodzą cztery niebiesko-biało-czerwone iskry. Na ich twarzach można było dostrzec dumę z symboli wielkiego, nieistniejącego od tysięcy lat cesarstwa, dziś podzielonego pomiędzy Irak, Iran, Turcję, Liban i Syrię. Dumę także z tego, że są potomkami „najstarszego chrześcijańskiego ludu świata”.

Sceny tej wielkiej radości rozgrywały się na szwedzkim boisku i taka sytuacja nie mogła zdarzyć się nigdzie indziej. Od prawie czterdziestu lat wielu chrześcijan z Bliskiego Wschodu znajduje swoją przystań w Södertälje, przemysłowym mieście na wschód od Sztokholmu. Ich historia zaczęła się w 1967 roku, kiedy na prośbę Światowej Rady Kościołów i Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców Szwecja przyjęła 200 bezpaństwowców z obozu dla uchodźców w Libanie.

W następnych latach przybywały kolejne fale. Dziś chrześcijanie z Bliskiego Wschodu są tak dobrze zintegrowani, że mają własne kluby piłkarskie, własnych deputowanych i setki pracowników naukowych. Pomagają sobie wzajemnie pożyczając pieniądze na uruchomienie firmy czy sklepu. Mieli ministra w ostatnim socjaldemokratycznym rządzie. W Szwecji dają przykład wzorowej integracji z miejscowym społeczeństwem przy jednoczesnym zachowaniu pamięci o swoich korzeniach. Kiedy drużyna Assyriska FF weszła poprzednio do superligi, przed pierwszym meczem uczciła minutą ciszy pamięć ofiar ludobójstwa Ormian w 1915 roku. Stało się to przed kamerami szwedzkiej telewizji. Władze tureckie zaprotestowały. – Tu futbol i polityka idą ręka w rękę – skomentował kibic. Niektórzy marzą o odrodzeniu narodu asyryjskiego.

Kiedyś imigranci przybywali głównie z Turcji i z Syrii, w ostatnich latach napływają przede wszystkim z Iraku. – Szwecja przyjęła 20 tys. uchodźców w 2006 roku, dwa razy tyle w roku ubiegłym, głównie z Iraku – mówi Anders Lago, socjaldemokratyczny burmistrz Södertälje. Ponieważ większość chrześcijan z Bliskiego Wschodu przybyła do tego miasta, władze komunalne musiały poprosić rząd o pomoc. Tłoczno zrobiło się w żłobkach, szkołach i w mieszkaniach, gdzie przybysze gnieżdżą się czasem po pięciu w jednym pokoju. Anders Lago został częściowo wysłuchany: od kilku tygodni liczba gości znacząco spadła.

W Ronna, dzielnicy Södertälje nazywanej „Lilja Bagdad” (Mały Bagdad), działa stowarzyszenie Solrosen. Utworzono je w 2006 roku, aby nieść pomoc rodzinom z dziećmi. Pracująca w Solrosen Nursel Awrohum jest przeciążona pracą. Jak wielu Asyryjczyków z pierwszej fali migracji przybyła z Midyat, miasta na wschodzie Turcji zaludnionego przeważnie przez chrześcijan. Z położonego nieopodal syryjskiego miasta Kamichli, również w większości chrześcijańskiego, pochodzi znaczna część mieszkańców Södertälje. – Szkoły komunalne są przepełnione – mówi Nursel. – Uruchomiliśmy przedszkole dla dzieci z rodzin ubiegających się o azyl. W lokalach Solrosen uczą się one szwedzkiego, a rodzice dowiadują się, jak sobie radzić w urzędach i w szwedzkim społeczeństwie.

Amir i Nadia żyją w oczekiwaniu na decyzje o ich losie. Z żoną i z córką Amir rozmawia po chaldejsku. Pewnego dnia ten fryzjer z Bagdadu zobaczył na drzwiach swego domu ogłoszenie, że jego dom jest na sprzedaż. Wkrótce potem zamordowano mu ojca. W lutym 2007 roku Amir został porwany. Pokazuje swoje zdjęcia z twarzą spuchniętą od bicia i zakneblowanymi ustami, z oczami pełnymi bólu, z pistoletem przystawionym do skroni i sztyletem na gardle. Spędził tak dwa tygodnie, bity codziennie, myśląc, że nadeszła jego ostatnia godzina. Wreszcie bratu udało się zebrać 15 tys. dolarów – tyle porywacze zażądali za życie Amira. Wtedy rodzina zdecydowała się na wyjazd z kraju i udało im się dotrzeć aż do Szwecji. Za pomoc w przekroczeniu granicy zapłacili pośrednikowi 15 tys. dolarów od osoby.

Nadia mówi o sobie, że jest Chaldejką, a do Södertälje przyjechała w 2007 roku z Bagdadu. Jej 23-letniego syna porwali zamaskowani mężczyźni. Był bity i torturowany. Matka mówi, że musiała zapłacić 25 tys. dolarów, aby syn nie został, jak jej powiedziano, „przerobiony na pasztet”. Po uwolnieniu przyniósł list od porywaczy. „Jeśli nie oddacie nam wszystkiego, zgwałcimy waszą córkę” – napisali w nim. Nadia przyjechała do Szwecji, bo tu mieszka już jedna z jej córek. Niechętnie wyznaje, że choć w Bagdadzie wraz z rodziną miała dom o powierzchni 600 metrów kwadratowych, teraz w mieszkaniu córki w Södertälje musi spać na korytarzu. – W Bagdadzie słyszeliśmy o tym, co imamowie mówili w meczetach: że nie warto kupować domów od chrześcijan, bo i tak wyjadą z kraju – opowiada.

– Nawet jeśli nie możemy zapewnić im dobrych warunków, bo jest ich tak wielu, uchodźcy z Iraku chcą tu przyjeżdżać, bo szukają przede wszystkim bezpieczeństwa – mówi Nursel Awrohum. – Ostoję znajdują w rodzinie i ludziach, z którymi dzielą ten sam język i historię. Wszyscy chcą przyjechać do Södertälje, gdzie prawie co czwarty z 80 tys. mieszkańców to chrześcijanin z Bliskiego Wschodu. – Ale przyjmowanie ich w ten sposób nie jest godne kraju takiego jak Szwecja – denerwuje się burmistrz Anders Lago. – Nie mamy już żadnego wolnego mieszkania.

– W ciągu dwóch ostatnich lat Södertälje przyjęło więcej Irakijczyków proszących o azyl niż Stany Zjednoczone – twierdzi Sait Yildiz, radny miejski i jeden z kierujących Asyryjską Federacją w Szwecji. – Jestem w stanie zrozumieć, że Szwedzi są tym trochę rozgoryczeni.

– W pewnym sensie wszyscy oczekują, że przybywający teraz Irakijczycy łatwo zaadaptują się do tutejszych warunków – mówi Aydin Aho, dyrektor klubu Assyriska FF, który przez długi współdziałał z bardzo dynamicznym asyryjskim stowarzyszeniem kulturalnym. Jego przykład świetnie pokazuje, jak działał dotychczas szwedzki model integracji. Urodzony w 1972 roku w Midyat przyjechał w wieku 2 lat do Södertälje wraz z pierwszą dużą falą emigrantów, tak doskonale dziś funkcjonującą w Szwecji. – Należę do pierwszego pokolenia, które tu dorastało – opowiada Aydin. – Tak jak inni moi rówieśnicy jeździłem na kolonie letnie, gdzie odnajdywali się wszyscy Asyryjczycy.

– Ale szwedzkie państwo opiekuńcze nie jest już tym, czym było kiedyś, a rola Kościołów lub naszego stowarzyszenia nie jest już tak ważna – ciągnie Aydin. – Solidarność również nie. Istnieje duże ryzyko, że przybywający ostatnio Irakijczycy pozostaną na zawsze obywatelami drugiej kategorii.

źródło: wiadomosci.onet