Asyryjscy uchodźcy w Libanie

Dzisiaj po barbarzyństwach Państwa Islamskiego sytuacja chrześcijan jest o wiele bardziej dramatyczna. Jednak prześladowania i uchodźstwo zaczęło się o wiele wcześniej.

Laith Kasszena wraz z rodziną opuścił Bagdad na początku 2007 roku. Powodem ucieczki były pogróżki islamistów oraz zamordowanie jego brata. W trosce o przyszłość obecnie dwuletniej córki Medii, Laith i jego żona Ban uciekli do Libanu. Już tutaj urodził się ich syn Mateusz, który ma teraz (wrzesień 2008) zaledwie 10 miesięcy.

Rodzina Kasszena należy do Kościoła Katolickiego wschodniego obrządku (Chaldejskiego). W czasach Saddama Husajna życie w Iraku było znacznie bezpieczniejsze. Wszyscy się bali dyktatora, ale właśnie dlatego nikt nie przejmował się, kto jaką religię wyznaje. Obecnie przynależność do Chrystusa powoduje, że Jego wyznawcy są cały czas na celowniku terrorystów.

Niemniej jednak, rodzina Kasszena nie traci wiary i nie ma zamiaru porzucać religię praojców. Są przekonani, że zachowując wierność Chrystusowi, osiągną zbawienie wieczne oraz pomoc Bożą w tych trudnych warunkach.

W Bagdadzie Kasszena prowadził sklepik z telefonami komórkowymi i inną elektroniką. W Libanie udało mu się znaleźć pracę za całkiem niezłe pieniądze, ale musiał z niej zrezygnować z powodu braku stałego zameldowania. Mógł zostać aresztowany i wtrącony do więzienia w drodze do pracy. Obecnie rodzina ma zamiar przenieść się do USA, gdzie Laith jest gotowy nauczyć się angielskiego i podjąć się każdej uczciwej pracy, byleby móc utrzymać rodzinę.

W porównaniu z większością uchodźców z Iraku, mieszkanie, w którym mieści się rodzina Kasszena, jest przestrzenne i dobrze utrzymane. Wcześniej mieściło się tutaj aż 11 osób (z tego 8 dorosłych), ale większość już się przeprowadziła do Ameryki.
Kiedy rodzina opuści mieszkanie, wprowadzi się tam sąsiad, który nazywa się Thaker. Razem z bratem musiał opuścić Mosul z powodu prześladowań na tle religijnym. Pracowali tam jako kucharze w akademii policyjnej, gdzie zajęcia prowadzą Amerykanie. Pewnego dnia zostali zatrzymani na drodze, a napastnicy wywlekli ich z auta i dotkliwie pobili. „Zdrajcy! Jesteście jak psy! Pracujecie na Amerykanów!” – mówili napastnicy. Jego brat otrzymywał również listy z pogróżkami. Terroryści dowiedzieli się nawet o tym, że chciał on zostać księdzem. Powiedziano mu, że jeżeli jeszcze raz pójdzie do kościoła, jeżeli nie zrzeknie się swojej wiary w Chrystusa, to go zabiją.

Również Nadia Gannem z trójką dzieci ma zamiar wyjechać z Libanu do San Diego we wrześniu 2008. Jej mąż Rabih został postrzelony w Mosulu za to, że zbyt aktywnie działał w swojej parafii. W nadziei na większe bezpieczeństwo i lepszą opiekę lekarską dla rannego, rodzina przeniosła się do Libanu w październiku 2007 roku. Jednak po miesiącu Rabih zmarł. Nadia mieszka obecnie w slumsach Bejrutu, gdzie przebywa co najmniej 2 tys. innych uchodźców z Iraku, w większości chrześcijan. Możliwość wyjazdu do San Diego jednak nie daje jej zbyt wielkiej radości, ponieważ jej siostra musi pozostać tutaj, a jej brat znajduje się w więzieniu.

Rodzina Gannem (razem 8 osób) mieści się w niewielkiej komórce zapełnionej materacami do spania. Łazienka, 4 na 5 stóp, ma tylko sterczącą rurę służącą za prysznic. O ciepłej wodzie można tylko marzyć. Dziesięcioletni syn, Ammar Gannem, siedzący przed telewizorem, na pytanie, czy chce jechać do USA, odpowiada: „Cieszę, się, bo tam będę mógł grać w gry komputerowe”. Jego ośmioletnia siostra Myrna natomiast bardzo chce znaleźć w USA nowych przyjaciół…

Na podstawie Ankawa