Wywiad z Wiliamem Wardą, przewodniczącym Organizacji Praw Człowieka im. Hammurabiego w Iraku

Jak widać, sytuacja chrześcijan Iraku była dramatyczna już kilka lat temu, kiedy jeszcze można było uniknąć wielu nieszczęść i zbrodni pomagając Asyryjczykom w utworzeniu Obwodu Autonomicznego. Niestety, stało się tak, jak się stało – w „wyzwolonym” Iraku powstało Państwo Islamskie.

Wobec braku chęci ochrony asyryjskich chrześcijan ze strony władz Iraku Wiliam Warda już w roku 2011 apelował do Narodów Zjednoczonych o przyjęcie i wprowadzenie w życie uchwały podobnej do uchwały numer 688, podjętej po wojnie w Zatoce, która zapewniła Kurdom pełną ochronę i stworzyła im warunki życia na określonym terytorium.

W. Warda ostrzega, że realizuje się plan wyrugowania wszystkich chrześcijan z Iraku, aby móc ogłosić ten kraj krajem islamskim. Przypomina, że trwa exodus chrześcijan zarówno z południowej, jak i z centralnej i zachodniej części Iraku, i już niedługo zakończy się historia narodu, od którego – jak pisze S. N. Kramer – historia się zaczęła.

– Asyryjczycy stali się obiektem systematycznych akcji terrorystycznych, które kwalifikują się jako ludobójstwo. Czym można to wyjaśnić?
– Tragedia Asyryjczyków zaczęła się w roku 2003, od inwazji amerykańskiej na Irak. Już od początku można było wyczuć, że chrześcijanie mają być marginalizowani i poniżani. Kiedy mówię o tym, słyszę, że przecież giną także sunnici i szyici, co jest prawdą. Należy jednak pamiętać, że te dwie muzułmańskie społeczności walczą między sobą o władzę i wpływy, czego absolutnie nie można mówić o chrześcijanach. Chrześcijanie takich ambicji nie mieli i nie mają. To jest zresztą nierealne ze względu na ich mały procent w stosunku do mieszkańców Iraku. Oni nie byli i nie są stroną w konflikcie o władzę. Dlaczego więc ich się zabija i za co to oni są ofiarą rozgrywek o władzę, z którymi nic wspólnego nie mają i dla nikogo nie stanowią żadnego zagrożenia? Jest to o tyle przykre i bolesne, gdyż każdy wie, że właśnie chrześcijanie są najbardziej wykształconą częścią społeczeństwa irackiego i mają wielkie zasługi w każdej dziedzinie.

– Czy wiadomo ilu kolejnych Asyryjczyków opuściło Bagdad po masakrze w katedrze 31 października 2010 roku?
– Nasza organizacja stara się zbierać takie dane. Wiemy, że do północnego Iraku i do Doliny Niniwy wyjechało dotąd 2510 rodzin. Ale nie jest nam znana liczba tych, którzy opuścili miasto, chyba już na zawsze, i przedostali się do sąsiednich krajów. Z 400 tysięcy chrześcijan w Bagdadzie pozostało najwyżej 100 tysięcy, czyli jedna czwarta.

– Kto waszym zdaniem stoi za tymi akcjami?
– Nie ulega wątpliwości, że na inwazji amerykańskiej skorzystali wszyscy Irakijczycy za wyjątkiem chrześcijan. Czyż cała władza ustawodawcza i wykonawcza w Iraku nie jest w rękach szyitów, sunnitów i Kurdów? Chrześcijan nie tylko nie ma we władzach, ale planuje się ich pozbyć całkowicie. Paradoks polega na tym, że akcje przeciwko Asyryjczykom usprawiedliwia się tym, że wyznają oni tę samą religię, co amerykański okupant, ale przecież dzięki temu okupantowi oni rządzą Irakiem, i rządzą tak, jak im pozwala ten nazywany okupantem. Chrześcijan Iraku nic nie łączy z Amerykanami i z ich obecnością tutaj. To nie oni ich zaprosili, lecz zaprosili ich ci, którzy obecnie rządzą. George Bush nie jest krewnym żadnego chrześcijanina irackiego. I nie jest żadnym powodem, że trzeba zabić chrześcijan, bo Bush jest chrześcijaninem. To tylko pretekst.

– Waszym zdaniem z czyjego polecenia bombarduje się kościoły i morduje niewinnych chrześcijan?
– Skala przemocy osiągnęła zenitu w roku 2006, wtedy zaczęły się polowania na każdego, który nie był zaliczany do tzw. „swoich”; mordowano za inną przynależność etniczną, religijną bądź wyznaniową: sunnita był wyganiany do regionów sunnickich, a szyita do regionów szyickich. Chciano zapewne stopniowo zmienić demografię kraju, aby podzielić go na kantony. Kiedy realizujący taki plan zauważyli, że asyryjscy chrześcijanie nie dali się wciągnąć w tę grę, bo irackość mają w krwi i żyli we wszystkich miastach i regionach Iraku, doszli do wniosku, że chrześcijanie nadal chcą zostać uniatystami i chyba nie rozumieją o co chodzi. Zaczęto więc zmuszać ich siłą do opuszczenia sunnickich lub szyickich terenów: zabijano, wysadzano domy i kościoły w powietrze, przymusowo deportowano, wielu dano do wyboru: islam albo śmierć. Mordowano całe rodziny w ich własnym domu. Najwięcej takich akcji miało miejsce na terenach szyickich na południu Iraku oraz w Bagdadzie. Niektórzy przypuszczają, że być może chodzi o przygotowanie gruntu do ogłoszenia terenu południowego Iraku aż po Bagdad krajem szyickim, takim, jakim jest obecnie Iran. Są też opinie, że do tego samego dąży część sunnicka, jawnie wspierana przez Al-Kaidę (być może także przez Arabię Saudyjską).

– Jak oceniacie rolę parlamentu i rządu w obronie mniejszości asyryjskich chrześcijan?
– Są to martwe ciała, których członkowie za lojalność wobec Ameryki otrzymują od roku 2003 astronomiczne pensje i dla nich to jest najważniejsze. Oni nic nie zrobili, nawet nie powołali komisji do zbadania tych zbrodni, podczas gdy do zupełnie drugorzędnych i błahych spraw powstały różnorakie komisje parlamentarne z dużym budżetem i wielkimi uprawnieniami. Na naszych oczach realizuje się najstraszniejszy w historii Iraku scenariusz, a państwo udaje, że nic się dzieje. Masakrę modlących się w bagdadzkiej katedrze władza potępiła i złożyła kondolencje rodzinom ofiar dopiero po 13 dniach. Gdyby w Iraku nie było dziennikarzy zagranicznych, zapewne świat by się nawet nie dowiedział o tej masakrze. I gdyby nie Francja i Włochy, które zabrały dziesiątki rannych na leczenie u siebie, liczba ofiar mogłaby się zbliżyć do stu. Jeśli państwo nie chroni swoich obywateli, kto ma to zrobić? Taka pustka, może celowa, jest wykorzystywana przez różnorakie islamskie ugrupowania terrorystyczne, które nie wiadomo na czyje polecenie robią z chrześcijanami to, co im się podoba. Nie ma dnia bez rozlewu krwi chrześcijan. W przeciwieństwie do szyitów, sunnitów i Kurdów, którzy mają swoje, legalne, wojska i rządzą się sami bez wielkiej ingerencji władz, Asyryjczycy nie mają na to pozwolenia, nawet liczba ochroniarzy ich kościołów musi być uzgadniana z Amerykanami albo z lokalną władzą.

– Ile wynosi liczba chrześcijan asyryjskich w Iraku?
– Według spisu przeprowadzonego w roku 1997 chrześcijan w Iraku miało być milion i czterysta tysięcy. Ów spis jednak nie był ogólnokrajowy; obejmował tylko piętnaście prowincji, z wyłączeniem północnej części, czyli regionu zwanego „Kurdystanem”, gdzie żyło co najmniej dalszych 300 tysięcy chrześcijan. Sądzę, że obecnie ich liczba spadła blisko do połowy i ciągle spada. Dziś możemy mówić o półmilionowej populacji Asyryjczyków w Iraku.

– Ta liczba wcale nie jest mała!
– Tak, to prawda. Są przecież kraje arabskie, które nie liczą więcej mieszkańców, np. Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Trzeba też pamiętać, że chrześcijanie stanowią elitę społeczeństwa irackiego, to spośród nich jest najwięcej nauczycieli akademickich, lekarzy, inżynierów, rzemieślników; ogólnie chrześcijanin jest człowiekiem twórczym, zresztą nie tylko w Iraku. O tym wie każdy. Chrześcijanin rozwija się, realizuje się cierpliwie w ofiarnej i systematycznej pracy.
– Czy nie uważacie, że marginalizacja olbrzymiej przecież roli chrześcijan w Iraku jest szkodliwa dla kraju?
– Tak w starożytnej, jak i we współczesnej historii Iraku, chrześcijanie odcisnęli swoje piętno w każdej dziedzinie życia i tego nie chcą widzieć tylko siły ciemności. Chcę wspomnieć tylko kilka faktów: Pierwsze drukarnie sprowadzili do Iraku asyryjscy chrześcijanie i to oni zaczęli wydawać pierwsze czasopisma; założycielem Uniwersytetu Bagdadzkiego i jego pierwszym rektorem był Matta Aqrawi, asyryjski chrześcijanin; pierwsza drużyna narodowa Iraku w piłce nożnej składała się wyłącznie z asyryjskich zawodników; pierwszym i najlepszym trenerem piłki nożnej w Iraku, uznawanym także za najwybitniejszego trenera w całym świecie arabskim, był Emanuel (Ammo) Baba, asyryjski chrześcijanin, który do swojej śmierci nie władał poprawnie językiem arabskim; Asyryjczykiem był także budowniczy pierwszego stadionu narodowej piłki nożnej w Bagdadzie; pierwsze sportowe medale dla Iraku zdobywali Asyryjczycy. To tylko parę przykładów, które powinien znać każdy Irakijczyk. Teraz próbuje się fałszować historie, wymazać z pamięci te i inne zasługi, i to nie tylko w Iraku, lecz także w innych krajach Bliskiego Wschodu.

– Czy uważacie, że ustanowienie okręgu dla chrześcijan zapewni im bezpieczeństwo i zachowa ich w Iraku?
– Przypomnijmy, że uchwała Narodów Zjednoczonych numer 688 po wojnie w Zatoce dała Kurdom pełną ochronę, kontrolowaną przez siły Narodów Zjednoczonych (czytaj: Amerykanów). I mamy dziś region zwany Kurdystanem, który tylko formalnie należy do Iraku. Wygląda na to, że także nas, chrześcijan, chcą zmusić do wystosowania apelu o takie rozwiązanie; jest to realne przy ciągłym braku zdecydowanych kroków ze strony władz centralnych, podlegających dyktandom Ameryki, do zapewnienia nam ochrony w miastach, w których mieszkamy od dawna. W takiej sytuacji myślę, że okręg autonomiczny jest jedynym rozwiązaniem dla nas, choć nie znam ani jednego Asyryjczyka, który by chciał odłączyć się od Iraku.

– Czy ewentualnie ma to być taki okręg, jaki mają teraz Kurdowie i planują mieć szyici i sunnici?
– Sprawa nie jest prosta; zarówno wśród szyitów, jak i sunnitów jedne stronnictwa są za podziałem i odłączeniem się od Iraku, inne sprzeciwiają się temu. Jest jedno pewne: tym, którzy nie życzą dobrze Irakowi, udało się zasiać niezgodę między różnymi grupami do tego stopnia, że niektórzy uważają, iż dalsza ich koegzystencja stała się wręcz niemożliwa. I chyba o to chodziło od samego początku. Widać, że amerykański tajny projekt realizuje się małymi krokami, a my o tym nawet nie wiemy. I najdziwniejsze jest chyba to, że odpowiedzialnością za ten stan obarcza się zawsze Al-Kaidę, organizację terrorystyczną, której, trafnie lub nietrafnie, przypisuje się wszelkie nieszczęścia Irakijczyków.

– Jakie jest stanowisko irackich polityków w tej kwestii?
– Obecnie politycy walczą o podział stanowisk, jak mówi się w Iraku – o wykrajanie jak największego kawałka tortu dla siebie. Ten proces jeszcze się nie skończył. Natomiast podział między szyitami, sunnitami i Kurdami jest już wyraźny. Niechże wreszcie ci politycy odważą się, niech odkryją karty i mówią nam wprost, czy zamierzają wypędzić z Iraku niewygodnych chrześcijan, bo nie mieszczą się w ich zakulisowych planach? Być może ja się mylę, ale ze strony polityków są potrzebne dowody dobrej woli, których ja nie spostrzegam.

– Czy wierzycie w zapewnienia rządu dotyczące ochrony chrześcijan oraz ich kościołów?
– Otaczanie kościołów murami nie jest żadnym rozwiązaniem, gdyż kościoły po to istnieją, aby wierni mogli swobodnie w nich się modlić. Poza tym wydaje mi się, że rząd nie jest w stanie zapewnić ochronę nawet dla siebie. Pamiętajmy o udanych atakach aż na trzy ministerstwa: spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych i obrony w centrum Bagdadu i poważnym uszkodzeniu tych gmachów. Ostatnie zastrzelenie dziesiątków oficerów bronią z tłumikiem oraz dokładne rozpoznanie terrorystów bagdadzkich osiedli, gdzie wiedzą który dom czy mieszkanie w bloku należy do chrześcijanina, a który do muzułmanina – to wszystko świadczy o tym, że te ugrupowania mają rozbudowaną strukturę i są niemniej silne niż władza. Nie jest też wykluczone, że te ugrupowania mogą zarówno mieć swoich informatorów we władzach lokalnych i centralnych, jak i to, że władza wprost z nimi współpracuje, wybiera cele i koordynuje działania.
– Czy wobec tego apelujesz do Narodów Zjednoczonych o ochronę?
– Zdecydowane tak. Rząd iracki nie chce albo nie może tej ochrony zapewnić, a chrześcijanie nie mają innego wyboru jak tylko prosić o ochronę albo czekać na tragiczną śmierć. Chyba każdy wybrałby pierwsze rozwiązanie, oczywiście jeśli będzie taka wola ze strony Narodów Zjednoczonych.

– Prezydent Iraku zasugerował, aby chrześcijanie udali się do regionu „Kurdystanu”.
– Chrześcijanie nie żyją pod namiotami i nie są pasterzami, którzy w ciągu godziny mogą zwinąć swoje namioty, pędzić swoje owce i wyruszyć w drogę do tego czy innego miejsca, które ten czy tamten proponuje. Chrześcijanie nie są nomadami, lecz pierwszą ludnością osiadłą w tym regionie; oni budowali pierwsze miasta, z których ktoś chce, aby je zostawili innym. Jeśli chrześcijanie opuszczą Bagdad i inne miasta, trzeba będzie zamknąć wiele szpitali, szkół, banków i firm, w których stanowią główny wykształcony personel. Pomimo tylu przykrości asyryjscy chrześcijanie nadal odczuwają wielką odpowiedzialność wobec kraju i instytucji, w której pracują, są związani z miejscem swojej pracy. A poza tym czy chrześcijański profesor akademicki, ordynator szpitala, dyrektor banku, główny inżynier jakiegoś większego obiektu, mają szansę realizować się w miastach północy, jak Irbil czy Suleimanijja? Emigracja nie rozwiąże problemu. Sugestia prezydenta wymaga przygotowania gruntu, doprecyzowania i wielu regulacji prawnych. Wolałbym usłyszeć z ust prezydenta zapewnienie należytej ochrony dla wszystkich obywateli, aby każdy mógł spokojnie żyć i pracować, a nie nawoływanie do opuszczenia swoich domów i swojego środowiska i rezygnacji z pracy, z którą jest się związany. Można się domyślić, dlaczego prezydent wybrał północny Irak. Przypominam, że konstytucja Iraku daje każdemu możliwość swobodnego wyboru miejsca zamieszkania.

– Wiele asyryjskich osobistości uważa, że nawoływanie ich do opuszczenia Bagdadu ma na celu nabywanie ich domów za grosze?
– Chrześcijanie na sprzedaż! Kto płaci więcej? – To jest największa przykrość, która może kogokolwiek spotkać, a tym bardziej nas, autochtonów, wnoszących największy wkład w historię, kulturę i rozwój kraju. Nikomu nie wolno tego robić i nikomu nie wolno dać się wciągnąć w taką pułapkę. W ten sposób źle nam życzący ludzie będący u władzy próbują zdjąć z siebie odpowiedzialność i zrzucić ją na barki garstki „handlarzy nieruchomościami”. Czy próba wysadzenia w powietrze kościoła pod wezwaniem Mar Gorgis w Mosulu temu miała służyć, a jej inicjatorami byli zwykli „handlarze”? Pogłoski tego typu mają na celu odwrócenie uwagi od głównego problemu. A jest on głębszy niż się wydaje tym „handlarzom”.

– Jak będzie wyglądać Bagdad, jeśli chrześcijanie go opuszczą?
– Będzie podobny do miast, w których policja religijna kijami będzie pędzić ludzi do meczetów w określonych porach dnia, szare, z zasłoniętymi w czarnych uniformach kobietami i nieogolonymi mężczyznami, bez muzyki, sztuki i kwiatów, dla nikogo nie przyjemne. Mam nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie. Miasto jest piękne w swojej mozaice, różnorodności.

– Jak widzisz przyszłość Asyryjczyków w Bagdadzie i czy postaracie się, aby tu pozostali?
– Mam nadzieję, że plan deportacji chrześcijan nie powiedzie się i że chrześcijanom uda się przetrwać ten bardzo trudny czas próby. Mam też nadzieję, że nie dojdzie do podziału Iraku według narodowości, a co najgorsze, według religii i wyznania. Większość temu się sprzeciwia, jednak niestety widać, że taki scenariusz realizuje się nad naszymi głowami i za naszymi plecami. Chyba jedynie chrześcijanie temu się sprzeciwiają i w ten sposób nadstawiają swój kark, bo idą pod prąd. Jednak pomimo ofiar jesteśmy zdecydowani pozostać w Bagdadzie.

Źródło: Elaph (10.01.2011)
Wywiad przeprowadził Sabah al-Hafadzi
Tłumaczenie: szlomo.org