Atman i Arbo – Kamienna Wieś

Mówię mu: Następnej wiosny odwiedzę twój rodzinny region, Tur Abdin. Sabri Atman spogląda: „Przywieź mi kamień z mojej wsi”. Siedzimy na małym tarasie mieszkania, które wynajmuje w Enschede. Jest jesień. Sabri zamyka oczy pod wpływem świecącego słońca; mroźny smutek w słabym świetle.

Sabri miał siedem lat, kiedy żołnierze przyszli do jego wsi w Tur Abdinie (południowo-wschodnia Turcja). Postawili tablicę z nową, turecką, nazwą, Tasköy, która oznacza Kamienna Wieś. Kiedy żołnierze opuścili miejsce, Sabri i inni chłopcy zgromadzili się wokół tablicy.

– Obaliliśmy ją naszymi kamieniami. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. To się po prostu stało. Miałem wielką ochotę, by stawić opór – wyznaje.
Sabri, obecnie czterdziestolatek, mieszka w Enschede w Holandii. Został zmuszony do opuszczenia Turcji wiele lat temu i nigdy nie wrócił do rodzinnej wsi. Jej nazwa brzmi Arbo w neoaramejskim dialekcie chrześcijan Tur Abdinu, nazwanym turoyo. Sabri urodził się tam w 1962 roku.
– W tamtych dniach Arbo było znane w regionie jako ‘wieś złodziei’. Dwa ważne klany wiejskie kradły owce i kozy, gdy tylko nadarzała się okazja, zupełnie tak, jak robili to zawsze nasi kurdyjscy sąsiedzi – dodaje. Jego dom znajdował się blisko Mor Szalito, głównego kościoła w centrum wsi. „Arbo liczyło 50 domów i mieszkało w nim około 400 osób. Nasz ksiądz, ojciec Efrem, żył w sąsiedniej wsi, Harabale. Interweniował on, kiedy ludzie z Arbo kłócili się. W pięknym stylu potrafił łagodzić waśnie i co niedzielę przybywał do Arbo, by odprawić nabożeństwo. Tuż przed liturgią wieśniacy gromadzili się w kościele, dzieląc się wyrabianym w domu chlebem. Wszyscy byliśmy w potrzebie i tylko na sobie mogliśmy polegać. I na Bogu”.
Jest jeszcze coś, co dobrze pamięta: winogrona z Arbo. „Ludzie robili wino, czerwone wino. Byłem zbyt młody i nie pozwalano mi go spróbować, ale i tak to robiłem. Smakowało jak niebo”.
Arbo było jego pierwszym światem. Sabri miał 8 lub 9 lat, kiedy ojciec wysłał go do zachodniej Turcji w celu uzyskania lepszej edukacji. Pojechał wraz z pierwszym tureckim nauczycielem, który przybył do Arbo uczyć w nowo otwartej szkole podstawowej. Sabri pozostał prawie rok w domu rodziców tego nauczyciela, w Adapazari, mieście na wschód od Stambułu. Bardzo szybko doświadczył tam, co oznacza bycie innym.
„Ludność Adapazari stanowili staroświeccy muzułmanie, bez wykształcenia. Ja zaś byłem niewiernym chrześcijaninem, pierwszym giaurem, którego kiedykolwiek widzieli. Kiedy się pojawiłem wielu przyszło do domu, aby na mnie popatrzeć, jakbym był stworzeniem z innej planety. Później zabrali mnie do przykrego miejsca. „Chodź, zaprowadzimy cię do twoich przodków”. To, co zobaczyłem, określa się dzisiaj terminem „masowe groby”. Spytałem, czy są na tym terenie inni chrześcijanie? Śmiali się: „Już nie, giaurze, nasi dziadowie zabili ich w 1915 roku!”. „Dopiero później dowiedziałem się, że to były ormiańskie mogiły, że w 1915 roku dokonano ludobójstwa na Ormianach w całej Turcji i na moim własnym narodzie, aramejskojęzycznych chrześcijanach asyryjskich w Tur Abdinie”.
Po roku przybył jego ojciec i zabrał go z powrotem do domu. Ojciec był rolnikiem: uprawiał pszenicę, winogrona i pomidory, ale to ledwo wystarczało na wyżywienie rodziny. Sabri był drugim z ośmiorga dzieci. Pamięta głód. Kiedy był małym chłopcem i wracał ze szkoły, w domu nie było nic do jedzenia. „Teraz wiem, jak ciężko i przykro musiało być moim rodzicom, kiedy kładli nas do łóżka bez kolacji”. Szło coraz gorzej. Tamtego roku nie padało, zbiory były skromne. Nawet brakowało wody do picia. Przeżycie stało się priorytetem. Wielu wieśniaków opuściło Arbo, a Sabri udał się z rodziną do pobliskiego Midyatu, jedynego miasteczka w Tur Abdinie ze zdecydowanie przeważającą ludnością chrześcijańską. „Mój ojciec znalazł pracę jako budowlaniec, a jego szef był chrześcijaninem. Mogło być gorzej”.
Sabri uczęszczał do tureckiego liceum w Midyacie. Były lata 70-te. Wówczas także w Turcji walka pomiędzy lewicą i prawicą zaczęła się polaryzować. „Niektórzy z naszych nauczycieli byli kemalistami, tureckimi nacjonalistami, ale byli też inni, bardziej otwarci, których nazywaliśmy postępowymi. Uczyli nas o bogatych i biednych i mówili, że chrześcijanie i muzułmanie powinni żyć razem w pokoju i jedności przeciwko wyzyskiwaczom. Dawali mi książki do czytania. Miałem 14 lat i czytałem Nędzników Victora Hugo i powieść Maksyma Gorkiego Matka. Było tak, jakbym wszedł w całkiem nowy świat”.
Kamienie Arbo. Zdolny nastolatek z małej wsi podnosi nowe kamienie w Midyacie i odkłada je na dalszą drogę życia. Później przyszło wcześniej niż oczekiwał. Rodzina Atmanów opuściła Midyat i przeniosła się do Stambułu. Rodzice wiedzieli, że Sabri będzie bystrym studentem, dlatego mógł uczyć się w słynnym gimnazjum im. Atatürka w dzielnicy Taksim w centrum Stambułu.
„Tam spotkałem się z poważniejszymi problemami. Dyrektor szkoły był nauczycielem historii. Pewnego dnia wspomniał o pierwszej wojnie światowej i mówił o Ormianach, nazywając ich psami. Wtedy wiedziałem niemało o ormiańskim ludobójstwie. Nie ustąpiłem. Powiedziałem: „Jak Pan może nazywać zwierzętami ludzi, którzy stali się ofiarą masakr ostatnich dni Imperium Osmańskiego”!
„Dyrektor podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz. Dobry Boże! Nigdy nie czułem się tak silny i zdecydowany, jak wtedy. Rzuciłem moją ławką i krzesłem. Krzyczałem najgłośniej, jak mogłem, że jest faszystą i że Republika Turecka jest nazistowskim krajem. Słysząc mój krzyk inni nauczyciele przyszli zobaczyć, co się dzieje i próbowali mnie uciszyć. Ale ja nie uspokoiłem się. Wezwali policję. Zabrano mnie na posterunek. Moje nazwisko odnotowano na czarnej liście”.
Sabri wrócił po incydencie do domu. Jego rodziców ogarnęło zmartwienie i przygnębienie. „Byłem ich wielką nadzieją, jedynym synem, który mógł mieć wyższe wykształcenie i być pomocny dla biednej rodziny. Takie były ich marzenia. Nagle wszystko runęło. Trzy dni później, kiedy wróciłem do gimnazjum, nie chciano mnie wpuścić. Moi koledzy zorganizowali strajk, który odniósł sukces. Został nawet poparty przez postępowych uczniów z innych szkół. W końcu dyrekcja gimnazjum musiała ulec. Zostałem ponownie przyjęty i ukończyłem szkołę”.
Po gimnazjum Sabri zaangażował się w politykę. Stał się aktywistą i pisał krytyczne artykuły w lewicowych periodykach. Nie trwało to długo. W 1980 r. turecka armia przejęła władzę, aby zatrzymać „komunistyczne zagrożenie”. Sabri wyczuł w porę niebezpieczeństwo i wyemigrował. Miał 18 lat.
Reszta jego życia jest historią politycznego uchodźcy w europejskiej diasporze: 5 lat szukał azylu w Austrii. Bezskutecznie. Potem w Szwecji w połowie lat 80-tych, a obecnie w Holandii, w Enschede. Opublikował 3 książki: jedną po szwedzku i dwie po turecku. Wszystkie dotyczą palącej kwestii: ludobójstwa 1915 roku, czyli zmasakrowania Ormian i Asyryjczyków przez Turków i Kurdów w Tur Abdinie. Ten okres jest nazywany Sejfo – Miecz.
Sabri pisze dużo na asyryjskich stronach internetowych o Tur Abdinie. Twierdzi, że wiele dzisiejszych problemów jego narodu ma swoje korzenie w okresie Sejfo i zaczął ten problem studiować i dogłębnie analizować. Uważa za swój pierwszoplanowy obowiązek ujawnienie prawdy i przekazanie jej młodszemu pokoleniu. Czasem widzę go na trybunie, otoczonego rodakami z diaspory, w odbywającej się gdzieś w Europie kolejnej manifestacji upamiętniającej rok 1915. Ma silny głos, a jego słowa i gesty wywierają mocny wpływ na słuchaczy. Kiedy, ciągle pytamy, Turcja uzna ludobójstwo przeciwko naszemu narodowi? Jego przemówienia zawsze spotykają się z aplauzem.
Czy to pomaga? Nie wiem. Siedzimy razem w Enschede. Sabri wspomina coś, co może się wydawać mało istotne: „Miałem 10 lat, kiedy opuściłem Arbo i nigdy do niej nie wróciłem. Później w Europie zdarzało się, przynajmniej raz w tygodniu, że budziłem się wciąż z jednym i tym samym snem w głowie. Zawsze te same obrazy, jak obsesja: jestem z powrotem w Arbo i chcę zrobić zdjęcia, ale moja kamera zawodzi. Jestem tam sam, pośród niskich domów, z kamieniem w ręku. Ten sen prześladował mnie przez lata. Skończył się w 1995 roku, kiedy ostatni mieszkaniec opuścił Arbo. Od tamtego czasu wieś jest opuszczona.”
Ile samotności musi znieść wygnaniec za granicą? Ile osamotnienia może znosić polityczny uciekinier z Turcji? Sabri Atman pisze książki o zapomnianym ludobójstwie, wznosi swój głos na politycznych mityngach, jest opisywany jako bezkompromisowy aktywista, a jego nazwisko jest dobrze znane w tureckich ambasadach europejskich stolic. To nie wystarcza. Widzę go w Arbo, które opisuje, kiedy był małym chłopcem. Inni chłopcy rzucili kamieniami i opuścili scenę. Dla nich gra się skończyła, ale nie dla niego: on nadal tam stoi, sam, z kamieniem w dłoni.

August Thiry
Shlama.be